Oświecona chwilą ciszy...
rozpuściłam się w twoich dłoniach
jak lodowy okruch poranka....
spływałam w ekstazie po
grzbietach twych palców
docierając do ziemi obiecanej
na twojej piersi...
popatrz spadająca gwiazda!
a nie... to tylko ja...
zawiesiłam się na szepcie...
złapałam pętlę ręką
i przeskoczyłam przez
anielskie aureole z przeceny
siadając Bogu na głowie...
zrzucił mnie brutal...
spadając z nieba poleciał za mną
krzyż...
upadlam ale nikt nie nazwał mnie
zbawicielem...
...zapomniałam, ze ludzi docenia się
dopiero po śmierci...
Nie wiem czy zamieszczę coś jeszcze przed świętami, więc życzę Wam wszystkiego najlepszego i aby, każdy dzień po świętach był równie radosny jak w ich trakcie...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.