Pani motyli
I ujrzałem Ją.
Chcę, abyście dobrze mnie zrozumieli.
To był cud!
Nazywam kobietą owo zjawisko oślepiające
zarazem urodą i grozą, piękna niczym suknia
z surowej bawełny, cała w klejnotach
uśmiechów, piękne i okropne usta pomalowane
w delikatne kolory, i znów nieskończenie
piękna, połyskliwa i delikatna biel Jej
skóry.
Głowę ozdabiała Jej korona z żywych motyli,
czarnych, błękitnych, żółtych, zielonych i
białych, co się splatały latając nad głową
tej, którą nazywam kobietą.
I która nią była, bo jeśli to, co
napisałem, wydaje się być nierzeczywiste,
snem przemienionym w kamień, to Jej
spojrzenie żyło, a jego życie kierowało się
ku mnie.
I wtedy wpadłem.
Zatraciłem wzrok, węch, głos, słuch stając
się Jej niewolnikiem.
Moja wolna wola oświadczyła, iż to jest
właśnie Ona, to Jej całe życie szukałem,że
to powinno trwać wiecznie, że narodziłem
się po to, by ją poznać, choćby w tym
poznawaniu życie we mnie umarło.
Dla tej którą nazywam Panią motyli.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.