Po nocy, poranek...
Noc już zapadła,
Księżyc jasno świeci,
Poszły spać już wszystkie dzieci...
Ja oka zmrużyć nie mogę,
I nie biorę tego za przestrogę...
Wyglądam przez okno,
Tam ciemno i mroczno...
Lecz co to??
Zapaliły się latarnie,
Teraz nie wygląda to tak marnie...
Widzę puszyste płatki śniegu,
Wyglądają jakby w biegu...
Raz szybko, raz wolno,
Chyba biorą to za pracę mozolną...
I co one z tego mają?
Tylko tak się poruszają...
Teraz już sen mnie zmorzył,
I do łóżka położył...
Przykryta pierzynką,
Chcę mieć sen z moją kruszynką...
Zamykam oczy,
Widzę świat uroczy...
We śnie wszystko takie piękne,
A ja przy tym mięknę...
I nie jestem na świat już tak bardzo
zła,
I chętnie bym się po nim przeszła...
Ale to już koniec tego,
Bo już ranek mój kolego...
Znowu wszystko od początku,
Postępować według rozsądku...
Koniec jest to tej powieści,
Bo się to już tu nie mieści...
Żegnam wszystkich bez wyjątku,
Serce jedno w mym majątku...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.