Pocałunek
Z Klimta...
Ona niewinna na dywanie z kwiatów,
Plotących, nie łąkę, a jej ciało
Rozmazane w tle jasnością Bogini Wenus.
Oczy zamknięte, niczym pączek białej
róży
Z ogrodu mojej Babci.
On obok niej, tuż obok!
Dłonie i twarz jego,
Marsa natchnionego,
Przylegają w idealnej symetrii.
Pocałunek jak rześka fala morska
Uderzył w blade lico!
Splątane ciała w febrze
Prawdziwej miłości...
Chociaż logiczna!
To nie matematyka...
A uczuciowa, dwóch biegunów, rytmika.
Komentarze (2)
Owszem, ciekawy. Podoba mi się. Jednak... Gdzie
delikatność?
Ciekawa inetrpretacja pocałunku i miłości. Podoba mi
się. Pozdrawiam