pochodnia
Wyciągam schowany na tę ewentualność
ekwipunek małego piromana
bez chwili namysłu
bez zastanowienia
bez zwątpienia
pochodnię składam
z chwil zaprzepaszczonych
z uniesień radosnych
z momentów wspaniałych
z przebłysków niezgody
z ułamków kłótni
podpalam ją ostatnią iskrą nadziei
która jeszcze ostatkiem sił
żarzy się chwiejnie
coraz to większym
coraz bardziej zachłannym
ogniem żyje pochodnia
majestatycznie
niczym zwycięzca
unoszę ją w górę
oświetla moją twarz
po której
samotnie biegnie
kilka szarych
bezbarwnych kropli
opuszczam pochodnię
rzucam na most
który jest już za mną
który nie wróci
spłonie
A ja ukrzyżuję sumienie swe
Zabiję je
Razem
Z
Tobą
Na krzyżu
Umiera
Moje
Prawdziwe
Ja
Za słowa, wypowiadane z nadzieją, że w nie będę wierzyć zawsze...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.