Pogański mag
zimne krople padają
w czarę moich dłoni
przemokłe ściany
nie dają schronienia
dość tej ucieczki
kreślenia magicznych znaków
ciągłego poszukiwania
zaklęć sprawiedliwości
zerwany strop
średniowiecznej świątyni
połamał krzyże
by odsłonić niebo
w mokrym świetle księżyca
obmywam czoło
z ziemskiego kurzu
niepoświęconym deszczem
w blasku pochodni
widzę gniewne twarze
zaciskają krąg
zakapturzeni wiarą
własnym oddechem
kradłem ich powietrze
moje słowa
nie pozwalały im spać
teraz leżę martwy
syn porannej gwiazdy
wciąż czuję sztylet inkwizytora
i posmak wolności...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.