Poranki .
Tak lekkie
Jak płatki śniegu
Tak liczne
Jak ziarna kawy
Tak obce
Jak dzień odległy
Niepewne
Przez moc obawy
Pochylasz się
w porannym puchu drżącym
O świcie
Ocuca stado
wilgnych muszek
Zatapiasz się
W orzeźwiających kroplach rosy
i szepcesz
że przecież
wcale nic nie musisz
Ogrzejesz się
O pierwszym Słońca brzasku
Jak mleko
Wygląda w nim twa skóra
Dodaje ci
Ono niejako blasku
W godzinach
Porannych jesteś jego królem
I patrzysz
Jak wszystko w okół
W ciszy dnieje
A zgiełku
już nigdy chętnie
Byś nie słyszał
Powoli
Poprzedni dzień przestaje
mieć znaczenie
Zbawienna
Ta cisza
Komentarze (1)
Bardzo ładny wiersz. Poczułem to....+!