Prometeusz
Szept do ściany. Płaskiej powierzchni
twarzy.
W światłach kroczących po ulicach.
W aureolach świętych tego świata.
Ja nie myślę, już nie podejmuję decyzji.
To z góry narzucone środki.
Słyszałem szept i dźwięk w lesie.
Ogarniający zieleń. Tak czysty.
Nie ma wolności. Już nikt nie zobaczy.
Za dużo jest zdarzeń i słów.
Nie chcę normalności.
Nie chcę więzień, łańcuchów w skórze.
I kto wyjada moje mięso?
Sam się zjadam, jestem dla siebie
trucizną.
Prometeuszem na mojej górze.
Nie ukradłem ognia. Nie mam światła.
Jestem jednym z księżyców Saturna.
Jestem pustką w pustce.
Wszystkim w nicości.
Widziałem jak pada świat.
U stóp potomków krzyża.
Bóg ofiara, uniósł się w pogardzie.
Czysta fantazja i czysta głupota.
Ale nic nie zrobię, jestem Prometeuszem.
Chciałem wykraść ogień a dostałem
kajdany.
Za dużo by mówić o dystansie w ich
oczach.
Wy - potomkowie bólu już w zarodku.
Padliście na kolana!
To wasza śmiertelna choroba.
Komentarze (1)
wiersz bardzo głęboki w wypowiedzi każda wiara nieść
może zniewolenie ale gdy nie wierzysz w wartości
pozostaje Ci pustka
W podtekście pragnienie bądź swoim Prometeuszem Wiersz
kontrowersja bardzo dobry bo nowe środki wypowiedzi i
myśl poszukiwawcza sensu istnienia Wielkie słowa
uznania