PRZEBUDZENIE
Bezsenna w krainie lunatyków,
spaceruję spokojnie po niepewnej linie z
marzeń
nie uznając już powrotów
czekam na falę nowych zdarzeń
muskam mą dłonią ciche sny
które jak barwne stado motyli
odleci w otchłań zaraz gdy
skończy się panowanie słodkiej chwili
spoglądam w lustro widzę twarz
co na mnie bardzo często zerka
gdy chcę zapytać jak się masz
chce dotknąć twarzy
zimna ręka
spływają cicho słone łzy
co nie chcą wchłonąć się w chusteczkę
ja zastanawiam się wciąż czy
warto tak egzystować jeszcze
może już nadszedł wreszcie czas
by się przebudzić ze snu tego
a wszystkich wspomnień gęsty las
wyciąć w pień do drzewa ostatniego
chyba już pora zbudzić się
zdjąć z twarzy obojętną maskę
i nocą sypiać a żyć w dzień
żyć a nie tylko czynić łaskę
Komentarze (4)
Jaki przyjemny,..stado motyli ...",tu bym zmieniła na
np...korowód motyli..",lub jakoś inaczej,bo stado
kojarzy mi się ze zwierzętami,pozdrawiam.
.Smutek i bardzo optymistyczne zakończenie. To zawsze
budzi nadzieje na dobry epilog
bardzo dobry wiersz...pozdrawiam
Wiersz urzeka ladnie poprowadzonym tokiem
myslowym...udany debiut