przejście (bez)graniczne
nie ma granicy, morze od nieba, dzielącej
-
mgła jak botoksem zmarszczkę głęboką
wypełnia,
w noc zasłuchana, w smętny, orkiestry fal,
koncert
jak migotanie komór szaleje latarnia
dłonie zanurzasz w zimnym, spienionym
przypływie
uczuć zbyt pełnych soli, w roztworze
stężonym,
sygnały świetlne jeszcze pulsują, gdy giną
-
nadzieja gaśnie, jakby traciły moc prądy
smutek to morze martwe - od źrenic
czarniejsze
rozszerzonych wpłynięciem nagłym w rejon
cienia
i niebo twoje tonie - właśnie w nim - w
momencie
gdy skrzydła opadając, szyk fal chcą
pozmieniać
nie ma granicy między szczęściem a
rozpaczą
bez paszportu przepływa uśmiech w strefę
płaczu
Komentarze (3)
Piękny wiersz, dobrze napisany, mądry w treści,
ostatnie dwa wersy stanowią doskonałą puentę...
Gratuluję.
opisany smutek... bardzo dobry wiersz, o morzu martwym
mi się podoba. wykreowany świat twój jest bardzo
piękny. ociężałość powoduje dobrą atmosferę.
śliczny-choć rzeczywiście pesymistyczny...zobaczyłam
morze zlewające się z czarnym niebem-szkoda,że akurat
taki obraz namalowałaś,na brzegu morza tak łatwo być
szczęśliwym