Przez zaciśnięte usta
M.
Ta pustka.
Ta cisza, która wrzeszczy z rozpaczy.
Biciem serca odmierzam czas, kiedy Ciebie
nie ma.
W takiej chwili chce, by przestało
bić…
Płytki oddech łapie powietrze.
Jak wtedy, kiedy nasze ciała splątane w
uścisku.
I właśnie w takiej chwili chcę przestać
oddychać.
Przeszywająca cisza.
Zatykam uszy, by jej nie słyszeć.
Myśli krążące wokół pokoju Twojego 4
ścian.
I w takiej chwili modlę się o
amnezję…
Na wskroś, do kości.
Do suchości oczu, z których już nic nie
płynie.
Do cna, do zera.
Smak wanilii na ustach mam.
Odchylam szyję…czekam na ust
miękkość.
Muzyki pozytywne wibracje.
Grają w duszy dźwięki nieprzyzwoite.
Chłód dłoni na mej skroni –
kojący.
Uścisk rąk, gdy byliśmy ponad nami.
Źrenice wpatrzone w otchłań, w którą wpaść
chciałam.
I w takiej chwili pragnę postradać
zmysły.
To nieprawda, że Ciebie nie ma.
To jawy mara zabiera mi Ciebie.
Zamknę oczy na chwil kilka, by powrócić
tam, gdzie smak wanilii.
Zamknę oczy na dłużej, bo pod powieką
kryjesz się.
Zasnę na zawsze, bo tam będę obok.
Bo tam nie powiesz mi, że odejść mam.
Strumieniami, wodospadami łez.
Wylewam obraz Twój z mej pamięci.
Wyryty tak mocno, grubymi frezami w
bruzdach.
Zapach Twój na mym ciele –
szaleństwo.
Chcę zmyć, zedrzeć, zdrapać do krwi,
zapomnieć.
Zbyt słaba jestem…
Nie pozwolę.
Nie zapomnę.
Pozostaje mi wierzyć w pasjanse z kart.
Ta cisza – zabija mnie.
Jednostajny upust krwi.
Już widzisz jak serce wyrywa mi życie.
Zaciśnij jeszcze raz dłonie.
Lecz tak bym oddychać przestała.
Patrz na mnie jak wiję się na pościeli
gorącej od tego, co przed chwilą.
A potem poskładaj mnie w całość.
I po prostu bądź.
Nic więcej…
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.