Przydrożny fakir
Gdy w miasteczku Durg,
W centralnych Indiach,
Zgasło nagle światło.
Idący ze mną inżynier
Dosłownie jak dziecko
Złapał się mojej ręki,
Jakbym był jego tatą.
Powodem tego strachu,
Były spojrzenia sadhu,
Brodatych i kudłatych
Mędrców-ascetów Wschodu
Rzucane w naszą stronę.
Przemarszowi tych istot
Nie było prawie końca,
Zewsząd nas otaczali,
Utrudniając nam spacer.
Jakby tego było mało,
Na chodniku tuż obok,
W chyboczącym blasku,
Żarzących się węglików
Rytuał swój odprawiał,
Z czcią należną Bogu,
Umartwiając swe ciało,
Jakiś przydrożny fakir.
Komentarze (15)
Bardzo ciekawy opis zdarzeń.
W obym kraju, o innych obyczajach trzeba być
ostrożnym.
Pozdrawiam
I pewnie towarzysz mial sie czego bac, tylko obcy w
swej nieswiadomosci pozostaja odwazni...
Obca kultura fascynuje, ale i strach budzi. Ciekawe
wspomnienia :)
ciekawy wiersz-pozdrawiam
Jak zwykle bardzo ciekawie :)
Hmmm... można się dużo dowiedzieć. Dziękuję.
Pozdrawiam
Witam Cię Adaśko! lubię czytać Twoje wiersze, pełne
tajemniczych, orientalnych klimatów! Pozdrawiam
serdecznie i dziękuję:)
inny klimat inne obyczaje
pozdrawiam Adasko:)
Też bym się zabała :)
I ja się cieszę, że mi daleko. Dobranoc Adaśko
Tak, wiedza przekazana w dostępny sposób z nutką
refleksji. Pozdrawiam.:)
Na powiało grozą, cieszę się że daleko mi do Indii.
Lubię Twoje wiersze, dużo z nich mogę się dowiedzieć o
dalekim wschodzie. Pozdrawiam :)
Bardzo mroczny wiersz, gdybym takiego zobaczyła sam na
sam,
nie wiem co bym zrobiła.
Podoba mi się.Pozdrawiam serdecznie.
Ciekawie - nawet bardzo
Pozdrawiam serdecznie
U Ciebie Adaśko można dużo się dowiedzieć i zwiedzić
dziękuję pięknie.Pozdrawiam