puszcza
Tobie
lęk minął kiedy wszystko zagrażało
od małej mrówki po ssaki potwory
pobity deszczem nie miałem schronienia
upadłem dając tobie swoje ciało
w marzeniach dusznych chorych
beznadziejnych o domu cieple
innym niż upały o stopach twoich
czy moich na wodzie nie wiem
zasnąłem i nic się nie stało
to wtedy pojąłem jestem epifitem
okiem wielkich kotów chrzęstem runa
drzewem do cna mahoniowym i
jestem ptasznikiem który wędrował
po mnie jak dotyk ust świtem
kochana moja dotrzymałem słowa
na drugim końcu świata wylizałem rany
lecz nie przestanę kochać
w najtrudniejszych chwilach
wciąż chowam głowę w twoich
najsłodszych ramionach
Komentarze (21)
PS Przez skojarzenie z tytułem kojarzy mi się z
głosem, ale nie w tym przypadku :)
Wiersz jak najszczersza spowiedź, a trzecia zwrotka,
moim skromnym zdaniem, jest jak "mea culpa".
Przepiękna.
Podziwiam, Pasjansie Poeto :)
Przepiękny. Wzruszający i bliski mojemu odczuwaniu.
Cieszę się, że znowu jesteś i bardzo dziękuję za tak
miłą wizytę. Pozdrawiam serdecznie :)
Dotrzymanie słowa jest ważne w relacjach, ale po
ranach jeszcze zostają blizny...
Pozdrawiam
Piękny wiersz, puenta mówi wszystko...
Pozdrawiam serdecznie :)
Witaj.:)
Piękny przekaz wiersza.
Nie jest łatwo wylizać rany, czasem się udaje.:)
Pozdrawiam serdecznie.:)