Relacja z tamtąd
Leżąc na łożu śmierci
Przykrywam się kocem nocy
Wdychając ciężkie powietrze
Czuję, jak wokół mnie kroczy
Na moich siada snach
Niekołysanych w młodości
Śmieje się, że zaraz zostanę
Psyche bez krwi i kości
Kamień staje się miękki
Dźwięki zaczynają matowieć
Kolory wzlatując parują
Czekam na brzegową spowiedź
Ostatnie czy siódme poty
Oblewają me zimne ciało
Dreszcze spływają po mnie
Czuję, jak gdyby padało
Idę pożegnać się z światem
W pamięci łaknę uchować
Widoki i krasne zacisza
Co kiedyś mogłem malować
Odpadają już mi gałęzie
Jak wegetującemu drzewu
Jeszcze ostatni posiłek
Łyżka młodzieńczego śpiewu
I siedzi przy mnie ta bestia
Pyta się mnie: „Czy już?”
Co mogę jej odpowiedzieć
Koniec jest blisko, tuż tuż
Teraz jest już po wszystkim
Leżę w mym własnym grobie
Widzę przez dziurkę od klucza
Każdy sobie rzepkę skrobie
Gdy mnie ułożyli w mogile
Zwyczajnie i bardzo rubasznie
Przychodzę i mówię z zaświatów
Że nie jest wcale tam strasznie
I jeszcze przeklnę bzdurę
Co wszyscy ją wygadują
Nie taki diabeł straszny
Jak go zazwyczaj malują
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.