Samotność długodystansowca
Pewien Warszawiak (z dziada pradziada)
często sam z sobą lubił pogadać.
Wypijał ćwiartkę zatem na zdrowie
i rozpoczynał męską rozmowę.
Od jutra koniec, koniec i basta,
z dnia na dzień jednak problem narastał.
Coraz głośniejsza bywała mowa,
przestawał liczyć się wtedy w słowach.
Rankiem niestety - już zmieniał zdanie
i się zaczynał chocholi taniec.
Gdy tylko z lekka zaleczył kaca,
wnet do rozmowy jednak powracał...
Komentarze (32)
Fajnie się czyta.
:) Bywa i tak.