SŁONECZNA PRZYPOWIEŚĆ
W słoneczny dzień,
w małym meksykańskim miasteczku
którego nazwę właśnie zapomniałem,
młody Diego Gonzales idąc wolnym,
pewnym krokiem pod ścianę straceń
po raz ostatni wspomina swoje życie
którego treść przed kilkoma chwilami
zapomniał.
Cicho nucąc ulubioną melodię
którą często słyszał siedząc w pobliskiej
gospodzie
spogląda na muszkiet jednego z żołnierzy
z plutonu egzekucyjnego myśląc:
„Też kiedyś taki miałem,
tylko zdobienie na kolbie było
ładniejsze”
Na pełne pewności siebie, dumy i powagi
spojrzenie komendanta strzelców
odpowiada pół żartem pół serio
lekkim, nie określonym
jak kolor piasku pod jego stopami
uśmiechem.
Zza prostokątnego horyzontu murów więzienia
dochodzą na plac głosy bawiących się
dzieci.
„Niebo dziś tak błękitne
Jeszcze przed wieczorem będzie padać”
-mówi sam do siebie.
Strażnik ustawia go pod brudną
ubiczowaną setkami kul ścianą
i zostawia przed rzędem srogich
umundurowanych ludzi-posągów
którzy pozostają zimni
nawet w tak upalny dzień.
za chwilę Diego ujrzy wycelowane
w Niego czarne otwory luf
które pochłoną bez reszty
światło słońca
błękit nieba
głosy dzieci
Nie myśli już o tym.
Patrzy na siedzącego na beczce
nieznajomego mężczyznę
grającego na gitarze,
z kolorowym sombrero na głowie,
tak nie pasującego do tego miejsca.
Wpatruje się w niewielkie otwory
w dłoniach i na stopach grajka
które nie chcą pochłonąć nic
poza Nim samym.
Diego uśmiecha się do mężczyzny:
„A więc klecha w celi miał rację.
Dobrze że jesteś”
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.