Śmierć życia
Mieszkam nad pięknym polskim morzem,
Przecinam sobie żyły ostrym nożem.
Krew leje się po mojej ręce,
Widzę krajobrazów więcej.
Wyniosłe Tatr szczyty,
Obraz staje się rozmyty.
Widzę licheński kościół w oddali,
Wszędzie czerwono – farbę rozlali.
Patrzę na jeziora w Wisełce,
O jak boli... czuję strachu więcej.
Stoję na wydmach, patrzę przed siebie,
Leżę na łóżku, ale czuję się jak w
niebie.
Morze jest takie spokojne, szumiące,
Teraz biegam po polu, po łące.
Oczy mi się zamykają,
Do pokoju rodzice wpadają.
A ja na łożu śmierci leżę,
Wokoło mnie pokrwawione pierze.
Patrzę matka po karetkę dzwoni,
Przewracam oczami w agonii.
Myślę za późno, wolna już jestem,
Czuję jak płynę nad miastem.
Zapadam w sen wieczny,
Dajcie mi spokój świąteczny.
Nagle ktoś klepie mnie po buzi,
Wokół łóżka pełno ludzi.
Jestem w szpitalu,
To nie koniec koszmaru...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.