Smok
wszystkim zakochanym bez pamięci
Zapatrzeć się w mrok,
poszukując światła nadziei,
widzę go, ale się oddala.
Znika z pola widzenia
Wyobraźnia pracuje...
Teraz stoi przed mną wielkie drzewo
z duszą...
I znowu urwał się mi film.
Nic nie widzę,
ciemność,
pustka...
Stoję tak pomiędzy niczego,
jak słup.
Zamykam oczy aby wyobrazić
sobie światło,
ale nic nie ma.
Otwieram oczy i widzę
światła gnające wprost na mnie.
Odzyskuję słuch...
Równomierny stukot kół o szyny...
Nie potrafię się ruszyć.
Nadzieja uciekła.
Dziesięć metrów...
Pięć...
Pociąg widmo zatrzymuje się przed mną.
Dalej się nie mogę ruszyć.
Światła wrogo się na mnie patrzą.
Ich blask mnie oślepia.
Zamykam oczy, widzę ciemność...
Szukam wyjścia z tej lustrzanej
pułapki...
Myśli wirują w tą i we w tą.
Nagle czuję oddech na mojej szyi.
Nie chcę otwierać oczu, tak mi dobrze...
Ciekawość wygrywa
Nie wiem jakim cudem wszystko
zniknęło...
Odwracam głowę,
a tam czerwono oki smok.
Szczerzy kły w moim kierunku.
Panicznie sie boję...
Myśli same przychodzą,
że to KONIEC.
Czuję coraz bardziej, że odpływam.
Otwieram oczy...
pora sie sprzeciwić losowi.
Zamiast pustki
widzę drzewo i słońce...
Czuję spokojny oddech na mojej szyi,
to nie smok tylko on...
To on wypełnił moją pustkę życia,
to on pokazał jak się żyje...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.