spowiedź
Nieśmiertelność ma spocone skronie.
Budzi mnie każdej nocy.
Idziemy płonącym lasem na chudych
piszczelach.
Potem z językiem na brodzie
lepimy foremki litanii, babki z psalmów.
Jej korona jest blaszana,
moja papierowa.
Kalekie tragedie czasu
idą z nami na ciemną pielgrzymkę.
Za zakrętem, w zduszonej fontannie,
pływa moja niedojrzała samotność.
Za następnym nadzieja zjada kwaśne
jabłka.
Modlitwa o szklanych źrenicach znużonym
wieczorem.
Mój konfesjonał spuchnięty od żalu.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.