Spóźniony głos sumienia
Za lasem wioseczka – krzyż, kapliczka
biała
niby nic a kiedyś znaczyło tak wiele.
Tu się urodziła w cieple dojrzewała
jedynaczce grały słowików kapele.
W łopianowych gajach – świątynia
dumania
pióro i atrament przy blasku księżyca.
W przytulnym alkierzu często do zarania
pisała poezje z rumieńcem oblicza.
Na wiosnę przybyły wędrowne bociany
jeden się wyróżniał spodniami w
krateczkę.
Kładł kwiaty na progu i podpierał ściany
”miętą przez rumianek” ugłaskał
koteczkę.
No i wyfrunęła srebrną jaskółeczką
wysmukła jak słomka nosząc głowę dumnie.
Dosiadła rumaka tylko w jednej kiecce
rzekła - dowidzenia i zniknęła w tłumie.
W głowie jej szumiały palmy i kokosy
a przecież korzenie szanować należy.
Udręczonej ziemi szron pokrywał włosy
zajrzyj choć na chwilę do swojej
macierzy.
Po latach wróciła, gorzko zapłakała
nic nie pozostało po rodzinnym gumnie.
Teraz w mokrą chustkę garść zapakowała
tego co leżało na zbutwiałej trumnie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.