Strach
Zaczęło się tak niewinnie
Spojrzenia, uśmieszki
A jak jest teraz "mam" Go
I nie potrafię się cieszyć
Czuję ciągłą rozpacz, że zostanę sama
To jest barierą, przyjęcia i wiary w Jego
miłość
Ciągły żal do Stwórcy
Że jestem taka...
Przeradza się w przyzwyczajenie
Już nic mi nie sprawia przyjemności
Chyba, że On:
Mówi tak wiarygodnie, ale boję się
zranienia
Bo miłość to dni mijające jak minuty nie
powracające nigdy,
Więc, czemu nie przyjmuję tej myśli,
uczucia
Przecież każdy go potrzebuje
Może On mnie tego nauczy zanim
skąńczą się nasze dni
I znów stanę się pogodnym człowiekiem
Tak tego pragnę...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.