Świtu blada maska...
Świtu blada maska...
Świtu blada maska zagląda do okna w domu
mym.
Zimne ręce samotności oplatają mnie.
Smutek całuje dziś namiętnie usta me.
Wspomnień żar przygasa w sercu.
Codzienność przytłacza jak nieznośny
ciężar.
Gdzieś odleciał słodki głos.
Jak ptak dorosły z rodzinnego gniazda.
Życie ulatuje tak szybko.
Niczym wiatr, co kołysze liście drzew.
Coraz większy żal po straconych dniach.
Kiedyś budził mnie radosny ptaków śpiew.
Dziś budzi mnie poczucie utraconych lat.
Niewykorzystanych szans.
Co może jeszcze zdarzyć się?
Nie wiem sam!
Czy pobiegnę jeszcze na drugą stronę
tęczy?
Czy oczy zamknę już i nie obudzę się?
Lecz póki, co cieszę się, że życie we
mnie.
Jeszcze się tli.
Stanę na wzgórzu i rozłożę ręce!
Niech porwie mnie życia wiatr.
I uniesie w dal.
Tristan350
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.