Trzynastoletni Święty Mikołaj
- Tatusiu, pojedziemy po Świętach do
Stasia i Wiesia? Ja na pewno znowu dostanę
dużo słodyczy pod choinkę od was, dziadków,
babć. Podzielę się z nimi, bo u nich raczej
dużo się nie zmieniło?...
Rok temu mój syn naprawdę mnie zaskoczył.
Bardzo miło! Na samo o tym wspomnienie
łezka kręci mi się w oku... A przecież miał
dopiero, albo może właśnie już trzynaście
lat.
Obalił nieprawdziwy mit o skąpstwie
jedynaków. Jestem z niego dumny! Niedaleko
pada jabłko od jabłoni...
Tamtej jesieni wyjechałem na trzy miesiące
do Niemiec, do pracy. 400 km od domu.
Powrót przypadał niestety po Świętach, a
„stety”, bo dwa dni przed Sylwestrem. Choć
to „tylko” trzy miesiące, to jednak nie
dawałem już rady. Nigdy wcześniej nie
rozstawałem się z rodziną nawet na jeden
dzień, a tu nagle aż trzy miesiące, 90 dni!
Koszmar! To nie dla mnie. Nigdy więcej za
żadne pieniądze!
Planowałem, że będę w domu po południu.
Niestety, w dniu wyjazdu zima nagle się
przebudziła i pokazała mroźne pazurki. Już
w nocy zaczął sypać śnieg, a, gdy
wyjeżdżałem o szóstej rano, wiedziałem, że
będzie to długa podróż... I była, ale jak
mogło być inaczej, skoro nawet niemieckich
drogowców zaskoczyła? Po południu to ja
dopiero przekraczałem granicę. Jeszcze 100
km. Kląłem wcześniej w duchu na Niemców,
ale, gdy przekroczyłem polską granicę,
dopiero zrozumiałem, jak zima może
zaskoczyć drogowców... Te 100 km jechałem
dłużej, niż w Niemczech 300... Ale też
częściowo przez własną głupotę... Widząc
korek na drodze spowodowany jakimś
wypadkiem, zamiast spokojnie czekać, jak
inni, zachciało mi się szukać objazdu,
pomimo tego, że terenu za bardzo nie
znałem. I, kto wie, może bym nawet nadrobił
trochę czasu i ominął korek, gdyby nie moja
„pusta głowa”, której się zapomniało, że
samochód przestaje jechać, jak nie ma
paliwa... A taki byłem sprytno-oszczędny,
tankując tak, by starczyło do granicy, by
dotankować już w kraju, gdzie tańsze
paliwo. To pewnie od tego jechania z nosem
przy szybie, nie widziałem tablicy
rozdzielczej i „umkła” mi paląca się
kontrolka...
Zima, zimno, ciemno, późno, gdzieś nie
wiadomo gdzie? Dobrze, choć, że nie w
lesie. Stanąłem w jakiejś małej wiosce.
Modliłem się w duchu, by był tu jakiś
traktor. Wówczas jest szansa, że będzie
też, jego właściciel, miał ropę, bym mógł
mojego diesla zatankować, bo na stację
paliw raczej nie liczyłem... Skierowałem
się w stronę najbliższego domu, gdzie
paliło się światło. Zapukałem. Otworzył mi
„styrany życiem” i „po jednym głębszym”
gospodarz, nieufnie mierząc mnie wzrokiem.
Kiedy mu opisałem swoją sytuację uspokoił
się wyraźnie i rzekł:
- Kazik Wągier ma traktor, ropę pewnie też.
Pójdę go spytam, jeśli już się obudził
(Już? Przecież był wieczór?) A pan
wejdziesz do izby, ogrzejesz się. Idź pan
do kuchni i nie przejmuj się „moją starą”,
śpi, zaniemogła...Ja idę do Wągra.
Faktycznie. W kuchni, pod oknem, na ławie,
leżała jakaś kobieta chrapiąc jak
niedźwiedź ( sorry misie). Izba
robiła ponure wrażenie; brud, bałagan,
ciemne od dymu ściany i sufit. „Bida aż
piszczy”... Na stole istny „sajgon”.
Przewrócona butelka po winie tłumaczyła,
dlaczego „stara” tak chrapie...Nagle, z
mojej lewej strony otworzyły się drzwi i
wszedł mały, może ośmioletni chłopczyk.
- Dzień dobry, rzekł.
- Dobry wieczór, odparłem.
Chłopiec trzymał w ręce zabawkowy samochód.
Podszedł do kredensu, SAM! ukroił sobie
pajdę chleba, polał ją wodą z kranu,
posypał cukrem i zaczął jeść...
- Jak masz na imię, spytałem? –
- Stasiek
- Ładne masz autko
- To nie moje, to Artka.
- Brata?
- Nie, brat ma na imię Wiesiu, a Artek to
kolega. Dał mi się pobawić. Dostał od
Mikołaja.
- A ty co dostałeś?
- Dostałem z bratem czekoladę.
- Czekoladę?
- tak, jedną na pół...Z orzechami, pierwszy
raz taką jadłem? Napisałem list do
Mikołaja, bo też chciałem dostać samochód,
ale mama powiedziała, że ja brzydko piszę i
Mikołaj nie umiał przeczytać co
napisałem...Bo ja chodzę do drugiej klasy i
nie umiem ładnie pisać, a Mikołaj jest
stary, słabo widzi...
- Wiesz co, nieprawda. Mikołaj tylko
pomylił adresy. Na pewno ładnie piszesz.
Właśnie niedawno go spotkałem. Bardzo się
spieszył. Jak się dowiedział, że tędy jadę,
poprosił mnie, bym dał Ci prezent od niego.
Poczekaj chwilkę.
Pobiegłem do samochodu. W bagażniku miałem
autko dla swojego synka, model mercedesa,
który kupiłem mu w prezencie, pod choinkę.
Gdy wróciłem i wręczyłem Stasiowi samochód,
chwycił go z całej siły i zniknął w
drzwiach, z których wcześniej wyszedł.
Nawet się nie odezwał... Nie musiał. Jego
„sowie” oczy mówiły wszystko... Nigdy nie
zapomnę tego wzroku...
Gospodarz wrócił z sąsiadem, który na
szczęście miał ropę. Zapłaciłem,
zatankowałem, podziękowałem, pojechałem.
Już się nie spieszyłem. To spotkanie ze
Stasiem bardzo przeżyłem i chyba nigdy go
nie zapomnę. Dobrze po północy dojechałem
do domu. Właśnie kończyłem opowiadać żonie
o całym zdarzeniu, mówiąc; jutro kupię
Oskarowi samochód, choć pewnie takiego
ładnego nie znajdę, gdy ten nagle odezwał
się zza moich pleców -
Tatusiu, ja wszystko słyszałem. Nie mogłem
spać, czekałem na ciebie.
Byłem tak podekscytowany opowiadając całe
zajście żonie, że pewnie go nie zauważyłem.
Gdy już się wyściskaliśmy, przywitaliśmy,
Oskar rzekł:
- Tatusiu, a daleko od nas mieszka Staś?
- Jakieś 40 km. Dlaczego pytasz?
- Bo tak sobie myślę, że jak mi jutro
kupisz to auto, to może pojedziemy do domu
Stasia i dam je Wiesiowi? Jemu na pewno
jest smutno, że Staś dostał auto od
Mikołaja, a on nie... A ja mam dużo aut.
Weźmiemy też trochę słodyczy, dobrze?
Komentarze (39)
przyjemnie się czyta :)+
Witaj. Jak Ola, wzruszylam sie... ta historia pomogla
mi na uswiadomienie sobie, ze Anioly, maja rozne
twarze, jedne, trzynastoletniego chlopca... takiej
wrazliwosci na ludzka krzywde mozna nauczyc sie tylko
od drugiego czlowieka i tutaj widze kolejnego
Aniola... Zgaduje, ze Twoja Malzonka jest tym trzecim
Aniolem. Tak wiecej takiej dobroci, takiej wrazliwosci
i swiat pojasnieje. Nigdy nie zapomne tej pieknej
historii. Moc serdecznosci.
Ze łzami w oczach czytałam ten wiersz?
Marku, masz wspaniałego syna o dużym serduszku i tak
jak słusznie zauważyłeś niedaleko pada jabłko od
jabłoni:)
Jesteście cudowną rodziną i niech życie Was nie
zmienia:)))))))))))
Pozdrawiam jak zawsze serdecznie i uśmiech ślę, Ola:)
Wzruszyłam się, a Oskar to super chłopak!
Miłego wieczoru:)
Cóż pięknie, przeczytałem z zainteresowaniem i
przejęciem, pozdrawiam;)
Piękna opowieść. Jeśli Oskar to Twój syn, to możesz
być z niego dumny. Pozdrawiam cieplutko :)
Witaj, piekna opowiesc, wzruszyla mnie.
Pozdrawiam serdecznie.:)
Ciekawe opowiadanie! Pozdrawiam!
... cudne poruszające opowiadanie...Pozdrawiam :)
PS. Popraw tylko literówkę i cymes:
*popołudniu - po południu/popołudniem
Uff... na duże TAK, MaW-i.
Też mam jedynaczkę (chociaż już dawno dorosła) i też
była i jest zaprzeczeniem poglądu na temat "jedno
dziecko i co to za samolub". Mamy więc z czego się
cieszyć :)
Wprawiłeś mnie w nastrój... :)
Bardzo wzruszający i uczuciowe opowiadanie...
Miłego wieczoru:)
Piękna opowieść..
Masz rację, niedaleko pada jabłko od jabłoni..
Pozdrawiam:)
zakręciły mi się łezki
takie jest życie, niestety...
Ocieram łzy, nie mogę przestać..Świat nie jest jeszcze
zły.. Pięknie opowiedziałeś..Pozdrawiam,, masz prawo
być dumny z siebie i syna..