Urodziny.
To były urodziny koleżanki mojej. Miały być połączone z oświadczynami.
Dwadzieścia trzy lata – kolacja i
świece.
Myśli zwariowane, za chwilę odlecę.
Marzenie przeróżne z przyszłością
związane.
Słowa miłe, czułe – coś
przyobiecane.
Jestem tutaj. On jest. I nic się nie
liczy.
Tak cicho, przytulnie – milczę i On
milczy.
Patrzę prosto w oczy, jestem niczym w
niebie.
Chcę Tobie okazać jak ja kocham Ciebie.
Nie wiem jak to zrobić, bo jesteś
nieśmiały.
Nie chcę byś się spłoszył, chcę byś był mój
– cały.
To wypite wino działa na mnie śmiało,
grzeje wyobraźnię, grzeje moje ciało.
Dotknij mnie kochany, bo zaraz zwariuję.
Płonę cala w sobie, nie wytrzymam czuję
jak mi moje myśli spokoju nie dają.
Dotknij! Pieść mnie! Całuj! Bo uczucia
mają
taką moc, treść, siłę i
nieobliczalność.
I na nic ma skromność i na nic
moralność.
Jestem zadurzona i nie wiem co czynię.
Niech ten stan trwa we mnie i niech nie
przeminie.
25. 06. 20003r. A.
Ml-y.
Oczywiście nie doszło do oświadczyn, a związek ten nie przetrwał próby czasu.
Komentarze (2)
Och Andrzejku zawsze marzymy tylko szkoda że nie
wszystko się spełnia.Ładnie to ująłeś
Masz lekkość rytmu i rymów. Co prawda bardzo
pospolitych, ale obyśmy tak w Twoim wieku rymowali. Z
przyjemnością komplementuję.