***
idę piechotą przez las umyślnych krzewów
Krzyczą na mnie że jestem zły
nie chcę
wyrywam się z pnączy
biegnę wprost w ramiona proroka
jego broda płonie siłą
obłąkanym wzrokiem szuka Boga
nie nie nie
to moje oczy
mój Bóg
nie chcę
nie chcę
zdzieram szaty krzewy gryzą moją skórę
Mój głos bluźniercy
drażni ich
tracę słuch
tracę siebie
ale głos
to ten Głos
Ta Moc
Światło przebija się przez chmury
Nadejdzie zbawienie dla Prawdy
autor
bigmichell
Dodano: 2009-09-08 22:54:14
Ten wiersz przeczytano 1818 razy
Oddanych głosów: 1
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.