Wiersz o Przyjacielu
Ktoś kazał mi żyć,
Na końcu świata,
Na ostrzu pańskiego bata,
Tak po prostu być.
Dostałem nogi ręce dwie,
Więc co dzień pracuję nimi,
I w kominku już się dymi,
A czas przed siebie do przodu mknie.
Mijają roku pory,
I lat upływa wiele,
Znów dzwony biją w kościele,
A w chacie nowe powstają utwory.
Czasem przychodzą chwile radości,
Raz miłość,
Innym razem zawiłość,
Wśród czterech ścian samotności.
I tak żyję pośród ludzi,
A Ty Boże patrzysz z góry,
Odsłaniając dłonią chmury,
Jak się człowiek w Twojej ziemi trudzi.
Więc zsyłasz Anioła,
By pomógł w kłopocie,
By się nie dał taplać w błocie,
Wiesz że On temu podoła.
Wciąż modlę się do Ciebie,
Byś mi zesłał tą jedyną,
Byś pozwolił być z moją dziewczyną,
W naszym ziemskim niebie.
A Ty milczysz nie raz,
Czasem ze mną się śmiejesz,
Niekiedy na twarzy posmutniejesz,
Lecz swoje dłonie dla mnie otwierasz...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.