Wzleciał wnet niczym ptak...
Kocham ją niczym kruk marzenia,
Pewny jestem ja swych uczuć niczym
drzewo,
W życiu mym liczne zachwiania drogę mą
prowadzą.
Patrząc na księżyc, bramę zauważyłem
Zachwiałem historię miejsca tego,
Czyżby tak bardzo odległego...?
Wzleciał wnet niczym ptak...
Niechcący, nieostrożność moja
Płynąca we mnie uderzyła.
Ton myśli pewnego poematu zachwiałem
A tym samym ziemia, po której stąpałem się
poruszyła.
Wydała z siebie krzyk, krzyk bólu
Przez wieki zaostrzany.
Dzieje prehistoryczne z każdym wyrazem mego
ruchu
Leżały w totalnym bezruchu.
Nie dając znaku życia, jakby zmęczone
Pragnęły swego skrycia...
Swojej prywatności, w której dalej
przenikały by
Historię od kości do kości.
Wiatr niosąc szkaradną pomoc memu bezładowi
fizycznemu
Pomógł stracić mi równowagę
Zawierając chyba pakt z samym diabłem.
Nadał mym nogom piekielną odwagę
Aby sprzeciw w podeszwach mych nastąpił.
Zawiał raz – drugi – trzeciego
już nie było...
Świat z mego punktu widzenia został
poruszony,
Poczułem niebo na mej głowie.
Myśląc, że nikomu tego nie opowiem
Wstałem szybko na pięcie się odwracając
Patrząc w głąb swej mrocznej duszy
Zadając sobie pytanie
Cóż tak wzbudziło moje pożądanie?
Myśli me wariacji doznały.
Otrząsnąłem się lekko,
Doświadczenia nowego doznając...
Ucichłem niczym zając,
Z miną groźną wzrok w ziemię
skierowałem
Grożąc myślami liściom, począłem
Rzucać wyzwiska – potoku złych słów
Ma twarz była bliska...
Jednak nagle skrzek usłyszałem,
Zapominając o gniewie, jaki mnie chciał
dosięgnąć
Płynąłem wzrokiem na około siebie a
Oczom mym słuch dłoń pomocną wyciągał
By pomóc bratu w zmysłach pojednany.
Ptak przed oblicze me sfrunął,
Kłaniając mi się do stóp, iż wyżej już nie
mógł
Przekraczając i tak swych możliwości
próg.
Patrząc na mnie z nad dzioba swego
Ani myślał drgnąć, czekając aż ja pierwszy
zagram
Aż mój ruch wykonam na polu bitwy jego.
Wszakże nic w tym złego,
Iż z flagą białą na ów ziemię jego
przybyłem
I rzekłbym szczerze wcale tego nie
kryłem.
Iż wykazałem się nie lada niezdarnością
Przewracając się na liściu, którego
obdarowałem ufnością.
Zmierzyłem i ja ptaszysko wzrokiem,
Widząc odwagę jego, porównał bym go ze
smokiem.
Zaiste był smokiem na swej ziemi,
Bronił bogactw czasu i przemijania,
Znał umierających wszystkie zeznania.
Zionąć mógł płomieniem budzącym strach
Wiedzą swoją z czasem się zrównać mógł.
Wszystkim bogom mógł dorównać.
Zląkłem się na chwile, lecz chwila ta
krótką była,
Iż po paru sekundach uciekła w
niepamięć...
Pierwszy i ostatni ruch należał do mnie.
Zrobiłem krok w przód,
Patrząc żałośnie na mnie, ptak nawet nie
drgnął
Zaskrzeczał przy tym jakby śmiejąc się,
Z mego tchórzostwa...
Czynność tą powtórzyłem razy wiele
Zbliżałem się do władcy coraz śmielej,
Po chwili jedynie stopa dzieliła mnie od
celu...
Wyciągnąłem rękę ku ptakowi
Poddając się jego urokowi...
Wszakże wyjścia innego nie miałem,
Gdyż dzięki urokowi tegoż miejsca
oniemiałem...
Zwierze postać godną wnet przybrało
Zwinnym ruchem skrzydeł,
Wnet ich parą zatrzepotało.
Podskoczyło ku mnie w jednej chwili
Zatrzymując się na mym ramieniu...
Wyprostowałem z wolna ciało
Patrząc w oczy kruka śmiało...
Słysząc myśli jego, nie wiem, czemu...
Usłyszałem:
Godny jesteś człeku, gdyż niewielu tu
przychodzi
Cmentarz zapomniany został,
Jego własna siła go przygniotła.
Szanuj piękne mienie czasu
I w szacunek chciej je zakuć,
Bądź, że dobry dla nas wielu
Dopnij wreszcie swego celu...
Kończąc myśli swe w ten sposób,
Ptak odleciał mi w nieznane,
Zostawiając mnie samego na swój sposób
jakoś złego,
Gdyż pojąć nijak nie mogłem
Jakże ptak ten w swej naturze
Mógł mieć umysł tak bogaty.
Zadając sobie to pytanie, znów poczułem
pożądanie
Me wspomnienia wnet odżyły, jakby bardziej
się skłóciły.
Chciały wyjść nie wrócić więcej,
Zostawiając mnie, czym prędzej.
Zostawiając ów zdarzenie na późniejsze
przemyślenie
Przykucnąłem przy swym celu..
Odmówiłem pacierz krótką, która bardziej
niż modlitwę
Przypominała dialog z ciemną płytą.
Kwiatem okrywając krzyż na kamieniu
wyciosany
Otworzyłem znów swe rany
Bolą bardzo, jakże mocno,
Oczom mym zrobiło się wilgotno
Czułem godność będąc w tym miejscu
I pomyślałem:
Wszakże nie ma sensu, otwierać starego i
pełnego myśli kredensu.
Levi©
"Zawsze pamiętajmy, że odwaga dwie strony posiada, lecz jedynie ta z serca jest jak jednostronny medal - nierealny paradoks." Levi(c)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.