Zamilknij, lub krzycz na dwa głosy!
Zabite za młodu.Jakby przybite gwoździem do
krzyża, co nie będzie symbolem na wieki,
lecz krzyżem po prostu.Stacją końcową prawa
do ojcowskiej opieki.
Jeszcze nie wie, że właśnie odebrano mu
kawałek uczuć podstawowych.
Kiedyś się dowie.Czy zdąży, zanim ja
odejdę?Czy na to pozwolisz?
Teraz jednak walka, ten bezsensowny
poligon,
usłany minami, na które wchodzi co dzień,
by kiedyś zebrać żniwo.
Żniwo zemsty i nienawiści, do której się
nie przyczyniło,
a jednak oblane pomyjami dorosłego świata.
A jednak to ono przegrywa.
Cóż takiego dziecko matce zrobiło, albo cóż
winne naszych dorosłych grzechów,
by kiedyś zapłakać żałośnie, gdy obarczone
ciężarem, nie znajdzie donikąd ucieczki.
Delikatne i niewinne dziś, jutro
nienawidzące świata i ludzi,
za to, że było i jest, lecz nikogo to nie
obchodzi.
Trzymasz w ręku piękno w najczystszej
postaci, z nas zrodzone,
rozbijasz o skały, by wyszło na
twoje.Karmisz sobą wojnę.
Czy wybaczy ci, gdy przyjdzie pora na
trudne pytania?
Czy może nie zada ich, gdy uprzedzisz je
jadem, jednostronną prawdą.
A ja stoję tu, w deszczu bomb zrzucanych
przez ciebie,
nie opuszczam miecza, walczę, do ostatniej
łzy w sercu.
Na ile jeszcze sił starczy, na ile czasu,
by odzyskać najważniejszą miłość?
By zburzyć egoizm jednego człowieka, by to
niewinne nie zaznało patologii życia?
Oddaj mi córkę, oddaj jej ojca, zamilknij,
lub krzycz na dwa głosy!
Że kochamy swe dziecię.I wszystko zrobimy,
by usłyszeć.Dziękuję.Za to was kocham!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.