Zapalam świeczki i światło gasze...
Deszcz zawładnął kałużami,
bo chciał dać nam szanse.
A Ty nie obrażony, zapaliłeś świeczki,
które kupiliśmy wspólnie rano,
nakryłeś stół i nalałeś wina.
Uśmiechnęłam się na myśl,
że przecież oboje nie pijemy.
i tej chwili pokochałam Cię za Tą
wrażliwość.
A kiedy podniosłam głowę,
ujrzałam w Twoich oczach
błysk
choć wiedziałam już,
że myśleliśmy dokładnie o tym samym.
Kiedy ułożyłeś kwiatek na mej dłoni,
zawstydziłam się,
bo nie potrzebowałam dziś niczego
prócz Twojej obecności.
Ucieszyłam się potem,
widząc że smakuje Ci moje ciasto,
lecz nie wyjawiłam,
że od dziś chciałabym
je piec wspólnie z Tobą.
Nie zauważyłeś,
ale wciąż patrzyłam Ci na usta.
Masz taki ciepły uśmiech...
Całowałam go w marzeniach
już przy pierwszym razie,
kiedy mnie nim obdarowałeś.
Potem wzniosłeś toast za nasze
spotkanie.
I w tej chwili oboje wiedzieliśmy,
że będą następne.
Szeptałeś...
Choć dobrze wiedziałeś,
że usłyszy Cię tylko moje serce.
Nie zauważyłam nawet,
kiedy napaliłeś w kominku,
choć zdążyłam poczuć
ciemność zgaszonych świeczek.
Przyniosłam koc,
ale i tak marzyłam, że nie dasz mi
chwili,
bym poczuła na sobie chłód wieczornego
deszczu.
Zobaczyłeś mnie całą w świetle żaru,
a ja dostrzegłam, że się martwisz,
choć już od progu byłeś pewien,
że jestem Tylko Twoja.
Złożyłam pocałunek na Twe usta,
(by zmazać z nich troskę),
a kiedy mi go oddałeś,
byliśmy oboje pewni, że tę noc
podarował nam ktoś z góry.
Wiedzieliśmy, że odnaleźliśmy się
w milionach.
Dwa serca zabiły jednym rytmem
po to,
bym o poranku dotknęła
Twego zaspanego policzka.
Byłam pewna, że tak chcę się budzić
już zawsze...
Grzesiowi...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.