Zaprosenie
opowiadanie gwarowe
Zaprosenie
Jednym z boleśniejsyk wspomnień w
moim zyciu był komers…
Downo abo racej nigdy nie spominałak tej
imprezy.
Ojców nigdy nie było stać na zodne
stroje…Dobrze ze usyła mi mundurek znajomo
krawcowo toniej…Ale w dóma wyprać taki
mundurek było mi straśnie trudno.
Włozony do wody stoł jak drut a siutasie
biołe w ocy mgnieniu robiyły sie brudniejse
i doprać je do biołości to był prowdziwy
kłopot …Prywatki i inne klasowe zabawy
przyprowodzały mnie o zawrót głowy, bo
jakoz wiecnie odmowiać…kie sie fciało, choć
na kwilke zabocyć o tej strasnej biedzie w
jakiej przysło mi zyć…
Ojców nie stać było na kawołek materiału na
prostom sukienke…Spłacali całe zycie
jakiesi długi,weksle totyz kozdy gros sie
licył, bo był potrzebny…A tu wielkimi
krokami zblizała sie matura… i bol
maturalny komers na ftory mozno iść ino roz
w życiu reśte nos nie zaprosom juz nigdy
więcej…Trza było zapłacić składke 200 cy
300 złotyk było to pół poborów mojej mamy…
Noprościej byłoby nie iść, ale ino na tym
bolu mozno było odebrać świadectwo
maturalne…
Posłak z tym moim kłopotem do mojej
krawcowej.
Wysłuchała mnie i pedziała sukni ci ni mom
z cego usyć, ale bluzke i spodnice Ci
usyjem ino musis mi jom oddać przed
północom…Cułak sie , jak kopciusek abo
biydniejso od niego siostra…
Do krawcowej wpadłak o trzeciej przebrałak
się wartko ,jesce mnie piyknie ucesała i
posłak…
Komers cy tyz zabawa maturalno była w
restauracji Jędruś na Orkana…Z
amerykańskiej
nylonowej fiyranki abo moze koronki usyła
mi krawcowo bluzke z żabotami i falbankami
jak dlo francuskiego króla…Spodnica
kloszowo corno luźno ponizej łydki i buty
całe corne śpilki na wielkim obcasie…Ledwok
dosła na nik do Jędrusia…i nie wyspuciyła
nóg, abo nie połomała…ale strach mo wielkie
ocy…
Z zaproseniem w gorści słak po schodak na
sale balowom, wiedziałak ze ni mom miejsca
przy stoliku…Boze ino Ty jeden wiys jakie
to było strasne przezycie cy
upokorzenie…Telo roków temu to było a jesce
do dziś tkwi w sercu jak nie wyciągniony
drut…
Wesłak po schodkak serce biyło jak młot,
coby ino dostać świadectwo i reśte sie
zmyć…
Posadziyli mnie na piątego do jakiegosi
stolika…Koleżanki i koledzy przychodziyli
cy racej przyjezdzali w piyknym odzieniu na
tom okazje usytym z ojcami z
przyjaciółmi…Tońcyli poloneza i inne tońce
i wznosiyli toasty….Ftosi mi pedzioł, już
nie wiem fto ze świadectwa ozdawali przed
imprezom w skole …Zamrocyło mnie i ino
wzdychnynak do nieba Boze cy, kiedy zabocem
te syćkie moje cierpienia duchowe…Dziś juz
nie wiem jakok sie wydostała z bolu i
dosła z powrotem do krawcowej coby jej
oddać odzienie. Cok pedziała w dóma ka
świadectwo. Płac mnie dopod taki ze dusiył
mnie za serce i za zoból widziało mi sie ze
nie złapiem dechu…
Przybocyło sie mi to syćko kiek przecytała
malućkom kartecke zaprosenie na itd…
Dziś urodziny mojej ośmioletniej już wnucki
Jagody, to dopiero bedzie rewia strojów…
Boze Mój, dej jej duzo zdrowio i więcej
jako mnie scęścio w zyciu i weselsyk
wspomnień jako moje,a moim ojcom i
krawcowej scęście wiecne…Haj.
Komentarze (9)
zawsze mnie fascynuje jak te same wydarzenia można
różnie wspominać w zależności od nastawienia... jak
zawsze z ogromną przyjemnością przeczytałam, Twoją
Skoruso, prozę :-)
Witam:) Ciekawa opowieść a ta bluzka z koronki to
dzisiaj byłby hit! Liczy się kreatywność:)
Przypomniało mi się jak bohaterka "Przeminęło z
wiatrem"- Scarlett szyła suknię z zielonych zasłon w
czasach kryzysu.
Pozdrawiam cieplutko :)
Haj.
Pięknie piszesz i odnoszę wrażenie, że nie tylko
gwarowo, ale także językiem literackim.
Urocza i wzruszająca opowieść.
Ślę gorące pozdrowienia.
Życiowa refleksja, podoba mi się przekaz :) Pozdrawiam
serdecznie +++
Bardzo przykre wspomnienie, trudno zapomnieć. Świetna
ta gwara :) Pozdrawiam z podobaniem :)
Poruszająca opowieść, nie dziwię się autorce, że nie
zapomniała tych przeżyć. Pamiętam, że już czytałam o
tym balu i z pewnością nie zapomnę.
Pozdrawiam:)
piękne opowiadanie, chociaż niewesołe wspomnienia, nie
każdy bal jest udany...wszystkiego dobrego życzę
Na balu maturalnym bawiłem się pięćdziesiąt cztery
lata temu. Pamiętam jakby to było wczoraj.
Wyczyszczone, wyprasowane spodnie w których chodziłem
na co dzień do szkoły, przerobiona przez babcię
marynarka ojca, jego obuwie i krawat na gumkę (pod
szyją). Strój nie miał znaczenia, liczyły się tańce z
profesorkami, tak je wtedy nazywaliśmy, chociaż nie
miały tytułów. Grono profesorów w ogromnej większości
już po drugiej stronie życia, również kilka koleżanek
i kolegów. A bal jakby był wczoraj.
Twoje opowiadanie bardzo ładne, tylko tak zalatuje
smutkiem, że czytając aż serducho zabolało.
Serdecznie pozdrawiam życząc miłego dnia :)
smutne wspomnienia z maturalnego balu.
U mnie też bieda piszczała po kątach.