Zbawienie, którego nikt nie chce
A to kolejny wiersz, sam się napisał, zanim się zorientowałam...
Raz widziałam siebie, jak stąd odchodzę
Ślady stóp zostawiając na szarej
podłodze
Wcale nie płakałam gdy szłam korytarzem
Mijając ciemne wnęki, bramy i garaże
Szłam brudną ulicą długim pewnym krokiem
I patrzyłam do szarych mieszkań okien
Gdzie sen morzył ludzi starszych niż te
domy
W których pamięci wciąż ten lont
zapalony
Zbliża się nieustannie do bomby zagłady
I mijałam sklep brudny, w którym stare
lady
A na nich żywy towar. I teatr mijałam
Gdzie aktorzy piją wódkę. I zaraz
przystałam
Bo oto przede mną, niczym posąg dżdżysty
Szedł orszak żałobny, ale uroczysty
Nie trumnę niosąc, lecz brudne zbawienie
Którego nikt nie chciał. Czerwone
odzienie
Ale to był tylko sen...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.