Zrodzona w tęsknocie
Choćbym i umarł, trwać będziesz jeszcze,
niewinnej chmurki kroplą w tęsknocie.
Ogień pragnienia wciąż gaszę deszczem,
słoną powieką ze smutkiem ociekł.
Cicho skraplana, na szklanych oczach.
Łzą niczym ostrzem, duszę przeszywasz.
Gdy krnąbrną falą skalnego zbocza,
wezbrań słodyczą - miłość prawdziwa.
Czemu nie jestem, niczym ta skała?
Za chwilę przegram - dopomóż Boże!
Twardość przepadła - łza zapłakała.
Ciężko odnaleźć siłę w pokorze.
Wciąż brnie tęsknota w stronę
wieczności,
jakby świadoma celu podróży.
Syndrom samotni - w ciszy nie prościej.
Przewlekły smutek - nadzieję zużył.
Tak bardzo pragnę w ostatnich słowach.
relikwię bólu złożyć w ofierze.
Ciężki jest smutek - nie sposób schować.
Z wielu przekonań - w to jedno wierzę.
Komentarze (50)
Jednego jestem pewna- prawdziwa miłość rodzi piękne
wiersze.
...i już się czuje te twoje piękne miłosne klimaty
włożone w strofy...aby tylko cel podróży tęsknoty nie
był taki smutny... miłego dnia.
miłość czasem przynosi ze sobą łzy
Dziękuję miło mi ;)
Pozdrawiam serdecznie
Wiersz piękny w treści i formie, otulony romantyczną
melancholią. Pozdrawiam słonecznie i radośnie:)