z życia wzięte
Rano o siódmej do biura wpadam -
swoją obecność na liście znaczę.
Jeszcze do kogoś coś tam zagadam
i rozpoczynam codzienną pracę.
Za chwilę wchodzi para z gromadką -
kobieta chyba w kolejnej ciąży.
Pytam, czy w planie jest większe stadko,
a ona rzecze: tak, znów nie zdążył.
Więc ruszam temat antykoncepcji.
Wśród wielu metod spirala pewną -
ona jest zgodna, choć nie zna rzeczy,
on krzyczy: Helka! Prąd by mnie jebnął!
Na dworze zimno - mróz wlazł na okna,
następna wchodzi zmęczona babcia.
Mówi, że "dawno jest już samotna" -
i sunie do mnie jakby szła w kapciach.
By zbadać sprawę, na buty patrzę -
w szal okręcone związane sznurem,
jak na komedii w starym teatrze.
Co to jest? - pytam. Mówi: hamulec.
Po chwili babcia do sedna wraca,
tłumacząc sprawę z wielkim przejęciem -
(u mnie powaga, to moja praca)
że w samotności problem ze rżnięciem.
Mówi, że wdowa od lat dwudziestu.
Zmarł, gdy lat była pełniutka kopa.
Poszedł się biedak przysłużyć niebu -
a jej do rżnięcia brakuje chłopa.
Z korespondencją przyszedł listonosz,
kładzie koperty - białe, niewinne.
W jednej jest prośba, mimo że donos,
by potraktować sprawę intymnie.
Potem młodziutka panienka wchodzi,
spis telefonów uprzejmie prosi -
jak miała spytać go o dowodzik,
gdy jej spódnicę w górę unosił?
Numer zostawił w chwili słabości -
myślała: jeszcze pogadać zdąży.
Teraz co ranek męczą ją mdłości,
więc szuka sprawcy - ponoć chorąży.
Gdy koniec pracy, na dwór wychodzę;
świat w śniegu skryty - widok jak z bajek.
Na drodze ślisko, w nos szczypie mrozem -
gość mnie wyprzedza z wytłoczką jajek.
Przechodzę obok sklepu i baru -
parą się niesie pachnąca strawa,
dźwięk przestawianych na kuchni garów.
Łup! Nagle leży gość jak ta żaba.
Z wrażenia pytam: jak pańskie jajka?
On odpowiada, że dobrze raczej -
wtedy spostrzegam, że ze mnie gapa,
bo to po prostu był inny facet.
Choć to nie bajka, skończę morałem,
bo zasługuje na niego życie.
Nie niszcz prodiża, by mieć spiralę.
Z jajkami obchodź się należycie.
Nie śmiej się z babci, że chłopa pragnie,
bo naturalną jest ta potrzeba.
Gdy słupek rtęci na dół opadnie,
dobrze mieć kogoś, kto narżnie drzewa.
Komentarze (26)
a nie mówiłam, że do rżnięcia tylko potrzebny jest?
miał wielkie chęci, ale jak rzekłam, że właśnie do
rżnięcia drzewa,
dał drapaka;
cholewcia...
Bardzo mi się podoba, przeczytałam z uśmiechem, teraz
będę zaglądać w oczekiwaniu na kolejne:)
Świetny wiersz i na wesoło! Pozdrawiam!
uwielbiam Ciebie, po prostu uwielbiam:))))) znów się
spłakałam :))))jak tak dalej pójdzie nie będzie mi
potrzebny masaż ust:)
:-) :-) ostatnia strofa by mi się przydała:-) :-)
Pozdrawiam:-)
Dzięki za sporą dawkę śmiechu przed snem. Kontakt z
ludźmi dostarcza ciekawych tematów:) Miłego wieczoru.
leskie :) dziękuję ale następny wiersz wstawié o innej
tematyce zeby wszyscy nie myśleli że ja tylko rechotać
potrafié
chachareki to jest sztuka życia co piszesz :) dziékuję
bronislawa.piasecka dziékuję - mozna wierzyc lub nie
ale to są same autentyki :) pozdrawiam
DoroteK dziékujé i jst mi ogromnie miło
pozdrawiam wszystkich serdecznie
faktycznie na wesoło :-) pod koniec to już się śmiałam
w głos :-)
Fajny ciekawy wiersz. Faktycznie z życia wzięte.
Pozdrawiam.
wspaniałe jest życie starych i młodych kiedy każdemu
się dobrze dogodzi
Też lubię żarty do tego rymowane.