ale jest niedziela /popr/
kiedy mi mama mówi
córuś, nie możesz sama się zestarzeć
to tonę w tym bezmiarze troski
i coś mi kłamać mamie każe, więc kłamię
mamo, nic się nie martw
a mama, smutno wlecze temat, że sobie sama
nie poradzę,
i widzę w oczach starszej pani,
te lata, które spędza sama,
i przed którymi chce mnie ostrzec.
widzę ten węgiel, co na jesień,
i drzewo, które zbiera w lesie,
jak ciężko pcha gałęzi wózek,
i jak otula wiotkie róże, bo zima dużo
dłużej w jurze.
i jak wykłóca się z malarzem,
że dom miał bielić w zaszły czwartek,
emerytura się rozchodzi, a jej jest coraz
trudniej chodzić,
gdy stawia kosz na starym ganku, pełen
pokrzywy i tymianku,
a w korze dębu płucze włosy.
jeszcze się cieszy z rannej rosy,
choć już reumatyzm skręca palce,
mleka przygrzewa jedną szklankę,
gotuje tylko jedno jajko i tylko jedno
stawia krzesło,
i patrzy smutno w swoją przeszłość. wykręca
numer,
a ja mówię mamo, no, nie mam czasu w
sumie,
bo zaraz lecę na siłownie, proszę, w
tygodniu nie dzwoń do mnie.
Komentarze (20)
Joasiu, poruszyłaś bardzo realny temat dzisiejszego
śwata. Starość jest okropna a tymbardziej przykra,
kiedy własne dziecie nie mają czasu dla rodziców.
Piękny wiersz, pozdrawiam..
bardzo realistyczny obraz jak zwykle u Ciebie
Tak jak pierwsza wersja, tak i ta, chwyta za serce i
daje do myślenia. Pozdrawiam ciepło;)
piękna, ale i smutna, rzetelnie opowiedziana historia.
Podoba mi się.
Jak zwykle u ciebie poruszasz temat, który ludzie
zamiatają pod dywan. Tak realnie i bez środków
przeciwbólowych.