Bach...
Jednak to nie jest takie piękne jakie się
wydaje,
ona się mnie wstydzić ciągle nie
przestaje...
tyle bólu z tego powodu, tyle zimna i
głodu,
zapadam w smutek i odpływam w swych
cierpieniach chłodu...
Takie piękne dni być miały, mieliśmy się
cieszyć sobą do woli,
a tymczasem smutek i rozpacz moje serce
koi...
inaczej się ułożyło nie tak jak być miało,
na te dni czar prysnął,
w takim krótkim czasie zmieniło się
wszystko...
Ona obok stojąc trzymała me dłonie,
ja sie w oczy nie patrzyłem, bo w nich łzy
dusiłem...
była tuż obok, a jakby jej nie było,
może mi się tylko zdawało że się to
wydarzyło...
Czuła że coś nie tak ze mną, że jakiś
markotny jestem,
próbowała mnie przywołać jakimś drobnym
gestem...
lecz ja się broniłem jak mogłem zawzięcie,
bo w sercu smutek i wielkie
przegięcie...
A wszystko chyba przez to że miałem być
tylko,
choć przez tą drobną chwilkę, tylko
"znajomym"...
takim prostym zwyczajnym, ledwie
ubarwionym,
poczułem się jak ktoś wtedy bardzo
niepotrzebny jak dupek skończony jakiś
palant wredny...
Jak powiedzieć prawdę, jak jej nie urazić,
boje się tego aby jej nie stracić....
lecz nie można tak się oszukiwać dłużej,
bo to trwać może w nieskończoność albo
jeszcze dużej...
Ale ból pewnie minie, może nie od razu,
wszystko się rozpłynie jak ze łzami
nastrój...
i będzie jak dawniej wesoło i milutko,
zawsze soczyście, a czasem przyjemniutko
...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.