Bez Celu
Martwa cisza pęka myślą poraniona
O schyłku uczuć tak pięknie
nieskończonych
W oczach Twoich blask z wolna zamiera
Jak rozbłysk słońca w łez tafli wody
Srebrny księżyc spadł wśród nocy
czarownej
Rozbił się na wspomnień okruchy tysiące
Jak w lustra kawałkach widzę w nich Twój
cień
I ręce raniąc życie swoje chcę z nich
złożyć
Przeznaczenie zamykam w ginącym ogrodzie
Delikatnych marzeń, iluzji wonnych
Usychają targane wichrem niepewności
Rozsypując się w pył żalu i goryczy
Życie me w odmętach czarnej rzeki znika
I nie mogę jej nurtu rwącego zatrzymać
Na jej brzegu milcząc stoisz
niewzruszony
Gdy ja własną duszę powoli zabijam
Wypaliły się gwiazdy jak znicze nagrobne
Gdzie namiętność spoczęła w miłosnej
agonii
Na straży jej snów cichy anioł stoi
Kiedyś Tobą był, dziś smutkiem świat mój
przesłonił
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.