Bilet
Wyryłem w mej dumie dwie rany zabrudzone
Podniesionym za wysoko czołem
pomarszczonym
Nie chciałem wystąpić w przedstawieniu
świata
Miłości się bałem długi spłacałem w
ratach
W nicości stworzonej przez mojego
szatana
Budowałem domek z kart burzony każdego
rana
Do dziś kłębi się moja świadomośc
istnienia
Nie umiem już płakać serce z kamienia
Mówi że nie ma gwiazd spadających latem
Lecz pamietam jedną jej woń jaśminu
kwiatem
Oczy lazuru nieba lipcowego wprowadzające w
letarg
Sen najmilszy powabny płatki róż pieszczące
mój kark
Wystapienia świętych w groteskach ułóżonych
przez Pana
A ja nie z tego się śmieje lecz w oczy węża
szatana
Spoglądam codzienie po przebudzeniu z
objawienia
Szukam gdzieś biletu chcę uciec bojąc się
przeznaczenia
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.