Brzoza. Proza.
Rozkoszowała się czarem szarego, majowego
zmierzchu,
zasłuchana w zawodzenie koników polnych w
trawie.
W chłodnym, wieczornym powietrzu unosiło
się wiele
zapachów, składających się na paletę woni
wydzielanych
przez kwitnący bez i rośliny porastające
ogród.
W rozłożystych konarach dzikiej śliwki
ubranej w
śnieżnobiałą szatę, szemrał ciepły
wiatr.
Po odsłuchaniu wiadomości z telefonu,
poczuła się
jak gąsienica, którą ktoś nadepnął. W jej
sercu utkwił
okruch lodu. Zatrzepotała ogromna biała ćma
przesłaniając ostrość widzenia. Sczerniał
kwitnący sad.
Rzuciła się na trawę i wsłuchiwała się w
ciszę, aż dręczące
ją myśli nieco zbladły. Spuściła wtedy
zasłonę
na przeszłość i odgrodziła się od
świata.
Była ciemna noc bez śladu księżyca,
otaczająca ciemność
wydawała się tak gęsta, że niemal
namacalna.
Tylko nad wierzbą płaczącą przy drodze
połyskiwała
słabo, cicha, srebrzysta zimna gwiazda.
W nocy nawałnica powaliła brzozę,
która z biegiem czasu zmieniła się w
omszały pień
obrośnięty paprociami.
Tessa50
Komentarze (16)
Oj przepięknie napisałaś Tesso wszystkie Twoje prozy
czytam z uwagą i zachwyceniem.