Budzikwietne Święta
opowiadanie gwarowe
Budzikwietne Święta.
W Holak jest trzysta dni zimy,
reśte samo lato, ale i wiesny troske
tyz...
Kie krapke śnieg stajoł na Weskówkak i juz
było widno cosi, bez okienko
w sópce uwidziałak piykne biołe bazicki po
wierbak.Umyślałak, ze pódem
po nie.Przecie to nie daleko, ino koło
źródełka.Ubrałak kapcoski sukniane, usył
mi je ujek z Poronina i wartko coby, mama
nie widziała, wysłak ze sópki.
Sama miałak wtej śtyry abo pięć rocków,
dziś juz nie bocem kielo...
Spod boru poduł cieplućki wiaterek, pochnon
jałowcem i zywicom,smołom
bulkowom co mi tata zbiyroł do
zucio...Widziało mi się, ze bazicki
wołajom mnie ku sobie, tak wywijały
gałązkami w te i we wte...
Pomyślałak: uzbierom mamie, dyć je teroz w
dóma, fto wie cy jom zaś nie
weznom w śpytol...
Śnieg był mokry i dość
go było duzo, kozdy krok to była dlo mnie
cięzko
robota. Straśnie trudno było wyciągnąć ze
śniega noge z mokrom kapcom...
A bazicki momiyły i były ino sięgnąć...
Dosłak ku nim, ale było za wysoko
coby utargać choć ftorom...Tata przyniós
mnie z powrotem na ręcak...
Mama wsadziyła kapcoski do sabaśnika i
nigdyk juz ik nie ubrała...
O tydzień abo dwa, kie juz stajoł śnieg
tata wyźroł na polane i pedzioł,
idze haniok po tyk kuplinkak, uwidzis cy
juz kieluski rosnom, przecie to
Wielki Tydzień i Budzikwietne Święta...
Posłak na kuplinki starego
Kapaca i uwidziałak polany kielusków, jaz
na drugom polane ku lasu.
A i we Wyżokak fijołkowo było po
brzyzkak.Widzis pedzioł tata
tak jako te kieluski co roku rosnom,
kwitnom i ciesom ludzkie ocy,
tak i my ludzie musimy sie odrodzać ku
dobremu, coby sie ciesył
Pon Jezus, ze na darmo nie umar na
krzyzu...
A pote ślimy z
tatom na nogak ku piwnicy, ka siedzioł
Pon Jezus za krotkami a i ku grobu.
Jednego razu tak sie zapatrzyłak
w tyn grób Pana Jezusowy, ze mi spucyli
palec pomiędzy stalowymi
drzwickami co som jest przy kaplicy Serca
Jezusowego.
Jedzenie w nasym domu nie
było na piyrsym miejscu.Jak były
dutki to było drogse a jak nie było, to
płońse.
Nowazniejsom rzecom było to coby ocyścić
duse i ciało tyz...
Budzikwietne Święta zacynały sie juz we
Wielki Cwortek a końcyły
polewackom w Poniedziałek Wielkanocny.Wazny
był tyz post
śterdziestodniowy i suche dni we Wielkim
Tyżniu.To wyj po mszy
rezurekcyjnej abo racej mszy o
zmartwywstaniu pańskim, kozdy
lecioł wartko du domu, coby zdązyc na
urocyste śniodanie.Tata z mamom
zawse sie piyrse modlyli i dziękowali Panu
Bogu za to co momy na stole...
I zycyli se przy święconym jojku zdrowio i
wselejakiej pomyślności
i błogosławionyk Świąt. Mama nakładała na
swoje jojka duzo święconego
krzonu i godała, ze ón pomogo do kóńca
wypiec syćkie grzychy.
Po jojku była kanapka ze święconom
kiełbasom z
krzonem a potem to juz abo mięsa i wędliny
abo babki świątecne
z kakałem, jak wtorej nie zawioło i urosła
nie było w niej zakalca...
Stuki było dość, bo na kozde święta było
świniobicie, abo to co uchowali,
ciele, barana, co było, to to.
Zaś na obiod
nojlepsy na świecie mama warzyła rosół z
domowej
kury z jarzynami i zielonom
pietruskom.Zawse jom miała, nawet jak był
śnieg, brała mietłe i odmietła na grządce
śnieg i utargała pore
gałązek zielonej pietruski, zawse była tyz
surówka abo z marchwi,
abo z kapusty kisonej z cebulom i
marchewkom, abo ćwikła
a nowięcej smakowały mi grzyby marynowane:
prowdziwki i rydze.
Były tyz w zapasie gołąbki i kapusta na
wędzonce i cyrwony borsc
na zieberku i chojco.
Zaś w polewacke ślimy
rano raniućko do kościoła, coby nos nik
nie poloł, bo skoda ubrań. Za to potem,
tak my sie loli i młodzi
i starzy, jakby na polu śtyry słonka
świyciyły a tu przecie jesce choćka
śnieg nie stajoł. Byłak nieroz mokrućko i
pote choro, ale w pamięci
zostało wspomnienie, jako sąsiadka sła w
połednie do kościoła
a stryk wyloł jej gornek wody na głowe, óna
zaś tak się wściekła,
ze wybiyła mu nie syćkie zęby, ino syby w
chałupie a cel miała
dobry, w pore minut nie było ani jednej i
jesce pewnie
zdązyła na cas do kościoła...Takie to wyj
były te moje młode
Budzikwietne Święta. Haj.
Komentarze (8)
To jest niesamowite, jak pięknie umiesz opowiadać,
mogę tak siedzieć i czytać z zaciekawieniem.... :))))
madrosc rodzicow ,,dobry przyklad ,tradycja sa
posagiem na cale zycie ,piekne wspomnienia
Świetnie:) Gwarowo. Niebanalnie. Pozdrawiam
po prostu brak slow....swieta i wspomnienia...
piękne opowiadanie - jakbym uczestniczyła -
zapachniało mi wszystkimi potrawami a te"kapcioski
sukniane "ciepełkiem dotknęły mojego serce - dziękuję
i cieplutko wiosennie pozdrawiam:)
"tak i my ludzie musimy sie odrodzać ku dobremu, coby
sie ciesył
Pon Jezus" Skoruso, ależ były piękne te Twoje młode
święta, tak to opisałaś, że przeniosłam się tam do
Ciebie i w czasie i przestrzeni... dziękuję :-)
Piekne i smakowite wspomnienia :))
Skoruso! ale zapachniało świątecznymi potrawami :))).
Wspaniałe wspomnienia :)))