Bywa(j)
mówisz co cię boli a sądy zebrane ważysz
i dorabiasz interpretacje do wzoru i
zamka.
przy dymie łapanka, ustawiczne
kierunkowskazy,
pętle i łuki do mijania.
nieuchronnie włączam krótkie światła.
rzedniesz. wnikam głęboko w twoje rany
zakładając, że ciemność, złowiona po
ciemku,
zakwitnie jak bagna.
rozwijasz wątpliwości. kładziesz na oczy
niepokojący zlepek pierzastych zwałów
błota.
a wiec to jest ta chemia, złudzenia do
tłumienia,
abstrakcja - głupota!
bywa(j)! zrywam porwane ogniwa
z wyselekcjonowaną prawdą i zrzucam z
siebie
rekwizyty wieczne jak kraty. desperacko
wybijam
w murach okna.
siadam na parapecie drżąca niczym ręce,
zachłystuję się deszczem, wyciągniętymi
dłońmi
wprawiam w wir powietrze. odpalony
skręt
w(y)pycha w dół.
lecę jak łzy.
kocie łby wychodzą naprzeciw.
Komentarze (7)
Dobry i ten i poprzednie i widać, że starasz się
dograć wszystko należycie i formę i temat tak, żeby
miało rece i nogi. Jeśli o czymś piszesz to dokładnie
widzimy to tak jakbyś chciała, żebyśmy widzieli.
Zdecydowanie- mój klimat! Podobało mi się.
związki bywają burzliwe i trudne...może czasem lepiej
się rozstać, powiedzieć bywaj, gdy niszczy nas to co
trwa...
bomi...dziękuję (no gdzie ja miałam te oczy?)ale
wstyd:-))))
przeczytałam na jednym oddechu, z rozdziawioną gębą -
i to bywa(j)! w kontekście jest doskonałe (do
szczęścia brakuje mi "naprzeciw" razem:) pozdrawiam
Ileż tu emocji... bardzo mi się podoba. Pozdrawiam :)
Na wielkie TAK, przekaz jak odbicie miesiąca w kałuży
z potopu i jak drżenie gałązki na której usiadł ptak
bez pytania o pozwolenie. Dobry.