czarodziej Deszcz
pada dzień trzeci, ja w deszcz ten
wychodzę,
ciężarne traw kłosy rozgarniam po
drodze,
dotyk ich ciepły, niby welur miękki,
jak kot, pieszczot żądny,łaszą się do
ręki..
pod kropel ostrzałem dygoczą rumianki,
płowowłose głowy swe chyląc ku ziemi,
z pustymi oczyma zdradzonej kochanki
w rozmięknioną gleby czerń wpatrzonemi..
a lipy - wyniosłe i dumne matrony,
jakby z przesadzonym skreślone rozmachem
płuczą w tych strugach skwiecone korony,
nasączając wodę swym miodnym zapachem..
i czuję, jak rzewność mi duszę przenika,
lecz czemuż ten deszcz skóry mej nie
dotyka?
a drażni wilgotnym, przekornym
szeptaniem:
'ciebie na koniec zostawię, kochanie..'
Komentarze (6)
...i dobrze. Parasolki powinny być zostawione same
sobie :).
śliczne---wiesz ,że lubię desz
Nie ma co się dziwić...widząc strugi czy kropelki
wody, zraszające to, co piękne, ze zostawia na sam
koniec Ciebie...piękne słowa;)
świetnie spostrzeżenia na temat deszczu.... dobór słów
powoduje, że widzę ten obraz przed oczami i czuję te
ciepłe kropelki
Uwielbiam kiedy pada deszcz szczególnie w dni
cieple...wtedy chodze bez parasola a jak nikt nie
widzi to w kaluze wdepne...hmmmmmmm po deszczu
wszystko tak cudownie pachnie...
Uwielbiam zjawisko deszczu - a Twój wiersz, po częsci
ukazuje jego piękno. Brawo! :)