Czas na Kol Nidrei
Posłuchaj, zaczęli dąć w szofary. Prastarym
zwyczajem
rosną źrenice i ciarki na grzbietach. Gdy
nadchodzi kobieta,
spuść wzrok, miewa niekoszerne uda i usta.
W biuście falują grzechy.
Będą wołać - diaspory łączcie się i
wydajcie plony. W skażonych
ciałach urodzą się obawy, z koślawych
ścieżek wyjdą węże.
I coraz ciężej będzie na ramionach, ale ona
udźwignie,
bo nie wierzy w duszpasterzy i świąteczne
nagonki.
Nie zastąpi karmy głową zwierząt, a nierząd
nie w niej,
ale w żądnych złota iskariotach. W górze
otwarte księgi,
przysięgnij, że nie chcesz żadnej rzeczy
która jego jest.
Wśród klęsk i zwycięstw - wybór jest jeden.
Starym credo
się podpierasz, maczasz jabłko w miodzie.
Na co dzień
kąpiel w mykwie zmywa prawdę i krew. W dole
śmiech,
kwef dla niepoznaki, a łaski znikąd.
Dzikość.
Komentarze (20)
Żeby odczytać musiałam poszukać znaczenia kilku
terminów. Dla mnie to ciekawy obraz silnej kobiety.
Wiersz do którego chętnie wrócę.
Miłego dnia.
@K.K, mnie też złości. Narzędzia na tym portalu są tak
skontruowane, że teksty powyżej czternasu zgłosek w
wersie, są rozbijane w mak.
Świetny wiersz - niby proroctwo Apokalipsy, która tak
naprawdę jest naszym dniem powszednim - naszym, czyli
kobiet od zarania dziejów - tak go odczytałam. Bardzo
mi się podoba!
Odpowiedziałam Ci pod moim wierszem, zerknij. :)
bardzo ciekawy wart przeczytania pozdrawiam
Złości mnie wersyfikacja - nieprzyjazna dla
czytelnika, przeszkadzająca w czytaniu i sztuczna, ale
nawet ona nie jest w stanie zniszczyć urody wiersza -
obrazowego i napisanego ze znajomością tematu.
Dla mnie Jom Kipur i Chanuka, to najbardziej
zjawiskowe święta.