dlaczego
udaję coś na kształt radości
splatającej się z nadzieją podszytą
strachem
nie umiem inaczej
mierzyć się z tym co niesie życie
stagnacja niszczy pewność siebie
przykuwając do zasklepionych ran
jak bumerang powracają rozdrapane myśli
niszcząc z trudem odzyskany spokój
Przeznaczenie toczy się kulą
uciekam jak Indiana Jones – przed atrapą
na ekranie rozgrywa sie tragi-komedia
widzowie obserwują rozwój wypadków -
dopingują
nie rozumiejąc że prawdziwym zagrożeniem
jest brak wiary
zmiana dekoracji
na cieżkim kowadle jeszcze różowy świt
z trudem wykuwa ksztalty nowego dnia
W tle chmury o pociemniałych grzywach
puchną od spraw nie cierpiących zwłoki
wzdycha zabiedzone słońce – to afront
liście zgarneły bogactwo barw
od kiedy zadomowił sie październik -
niekoniecznie kalendarzowy
z rozsądkiem przedzieram się przez dzień
nocą nie muszę sie wstydzić
pazurami chciwie wydrapuję co się da
jutro
połamane paznokcie zamaskują tipsy
założę push-up bra i uśmiech – protezy
znacznie trudniej oszukać siebie
ciekawi mnie co by się stało
gdybym stanęła przed tobą naga
z całą gamą paskudnych blizn
a ty
nie mógłbyś skłamać – zacisnąć ust
aby zatrzymać słowa
‘dobrze że to nie ja’
zostałbyś czy wziął nogi za pas
Komentarze (33)
literówka - bumer(a)ng
demono, przytulam sercem.
Serdeczności
Dobrze oddana walka z chorobą i refleksje, które jej
towarzyszą.
Zgadzam się że "prawdziwym zagrożeniem jest brak
wiary". Jeśli zaś idzie o wszelkie blizny, to msz
ważniejsze od idealnego ciała jest życie. Mam znajomą
po masteoktomii, która zaakceptowała siebie i cieszy
się życiem. Pozdrawiam.