Do dealerów...
Kiedy się urodziłem byłem rodziców
uwielbieniem
Teraz, oprócz tego, jestem kolejnym
zmartwieniem
Kiedyś nie rozumiałem co jest grane?
A teraz wszystko wydaje się zasrane
Chcę kochać, lecz nie wiem kogo i po co?
Nie są najważniejsze pieniądze i złoto.
To tylko jedno o moim marnym życiu wiem
Tyle, że nie za swoje obiad i kolację jem.
Nie mam nic i nic nie znaczę
Ale ja jeszcze wszystkim pokażę
Będę o mnie słyszeć i mi się kłaniać
Prosić o pomoc i do nóg się słaniać
Będę tłumów bogiem, otworzę wolności drogę
Wszyscy myśleć będą, że jestem zbawicielem
Że im życie białym płótnem ścielę
A ja ich wezme w iluzji szpony
Zatruję chemią rodziny, dzieci, żony
Będę sprzedawał szczęście dla duszy
Nikt się ode mnie na krok nie ruszy
Bo będą wiedzieli, że jeśli chcą żyć w
niebie
Zostaną zmuszeni sprzedać wszystko, nawet
siebie
Gdyż ja będę ich wolności aniołem
Białe substancje będę sprzedawał pod
kościołem
To dedykuję dealorom Największym na świecie skurwielom
Komentarze (1)
Uśmiałem się :)))))
Ekstra kicz :))))