droga
Kiedyś w strugach deszczu
Pędziłem przed siebie…
Biegłem jak opętany do ciebie
Biegłem by móc ujrzeć ciebie!
Po drodze zawsze wiele się działo…
Raz dobrego a raz złego
Lecz teraz?
Teraz już nie biegnę
Bo nie ma już cię…
Zmierzam w siną dal przed siebie
Gdzieś, gdzie nie było jeszcze mnie
Rozpłakało się aż nademną niebo
Bezlitośnie niczym biczem
Chłosta kroplami me zziębnięte ciało
A do tego pomaga mu wiatr
Który nie pozwala mi się odwrócić
ani też schować
Próbując się otulić własnymi ramionami
Zimnymi już jak morska skała.
Dotarłem do końca mej drogi.
Dotarłem nad przepaść
Przepaść ciemną jak mrok okrywający mój
umysł.
Wielka czeluść bez dna…
Lecz co tu zrobić, gdy przejścia niema?
Skoczyć na dno czy przez męki wracać?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.