Duchy
dla moich kochanych rodziców
Gdy dzwony północ wybiją.
Dziwne myśli się w głowie wiją.
Siedzę samotnie w swoim zamku.
Nie myśląc o poranku.
został ostatni mój krok.
By mą duszę spowił mrok.
Wciąż o jednym myślę.
Choc wiem, że duchy istnieją tylko w mym
śnie.
Nie moge z nimi porozmawiac.
I nie wiem jak mam złe mysli rozwiac.
Wychodzę ze swojego domu.
nie tłumacząc się nikomu.
Noc jest taka mroczna i ponura,
a nad moja głową wisi ciemna chmura.
Czerwone jest niebo jak krew czy wino.
Lecz to nie jest grozy kino.
Z lasu wychodzę na ciemne cmentarzysko.
skąd przybiega do mnie czarne psisko.
Spaceruję wokół nagrobków.
Ludzi bogatych i parobków.
W mroku się pogrążam
i za niczym nie nadążam.
Wychodzę z cmentarza,
do ciemnego korytarza.
Gdziś daleko słyszę złowieszcze śmiechy.
To dusze tych, którzy pokutuja za swoje
grzechy.
Nagle przede mną wyrasta brama spod
ziemi,
a z niej wychodzą niemi.
co za bramą jest? Nie, wiem nie...
Może wieczna radośc, a może
przygnebienie?
Nie ma juz odwrotu
i do domu powrotu.
W sercu czuję drżenie,
ale ide bo tak chce przeznaczenie.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.