Dzień lenia
co ranek jak batem podrywa mnie z łóżka
masa spraw codziennych u stóp mi się
tłoczy
gniecie ciężko kołdra i parzy poduszka
gdy próbuję przymknąć rozespane oczy
aż tu dzisiaj nagle ze zdziwioną miną
zwlokłam się z pościeli całkiem od
niechcenia
zadumana szczerze nad tego przyczyną
zerknęłam w kalendarz i widzę – dzień
lenia
więc wzięłam do serca tę szczególną datę
powoli do kuchni boso poczłapałam
myśląc czy zaparzać warto dziś herbatę
zbyt wiele zachodu – więc zrezygnowałam
mech zielsko po nocy na zębach porosło
lecz kierując kroki do małej łazienki
stwierdziłam że zdążę i ziewnęłam głośno
niczym hipopotam aż chrupnęły szczęki
siadłam nieruchomo na starej kanapie
zegar za plecami równomiernie dyszy
mucha na komodzie bezwstydnie się drapie
plamę na obrusie kontempluję w ciszy
karton z mordą krowy śmieje się wesoło
z brzucha do mnie stuka apetyt na mleko
z wczorajszej kolacji na stole zostało
macam wzrokiem szklankę – stoi zbyt
daleko
ze stolika łypią na mnie czekoladki
kolorową tęczą kusi mnie rozpusta
może bym i zdarła z nich te słodkie
szatki
gdyby jeszcze same chciały wskoczyć w
usta
nie wiem co tak bardzo mnie rozleniwiło
bo w żadne dni lenia wcale mi nie
wierzcie
lecz tak sobie myślę jakby pięknie było
gdyby mi się chciało tak jak mi się nie
chce
Komentarze (20)
Bardzo lubię ten Twój styl. Miło było z rana popieścić
duszę. Pozdrawiam.
Doskonały i z humorem:)))
Myślę,że taki warsztat jak Twój ma szerokie grono
wielbicieli. Drapiąca się mucha powala z nóg :) Miło
było poczytać :) Pozdrawiam
fajna gra słów.
Pozdrawiam
Że nie chce się zębów myć - to jeszcze można
zrozumieć, ale łakocie? - dobrze i miło się czyta.
Serdeczności.