E- Benek vol.I
Ktoś, kto się w oczętach zanurzył
dziewczyny
Zna cierpienia, męki, rozpaczy przyczyny
I wcale nie płaczę, że widzieć nie mogę
Bo gdy nie widzę, beznadziejność zmogę
Obok E będąc, B w cień się usuwa
Cóż z tego, gdyż E z M więcej coś
odczuwa
O ileż mi milszą od chwili rozstania
Chociażby godzina zęba borowania
Lepszym jest rzucić czy trwać w otępieniu?
Decyzję tę co noc rozważam w skupieniu
Czy zostać i uschnąć, patrząc - tylko
patrząc
Bezczynnie czekać, miną dobrą grając
Jedynie dobra do złej gry pasuje
Gry, gdzie zwycięzca Ciebie otrzymuje
Natomiast gdy rzucę, wszystkie mosty
spalę
Po części i zdrowie i nerwy ocalę
Lecz bardziej na pozór, daremne me czyny
Jak umysł wyzwolić ze szponów
dziewczyny?
Medal ma trzecią stronę, moją ulubioną
Tą która oznajmia - nie będziesz mą żoną
Może tak będzie lepiej dla dobra ogółu
Światło dnia nie ujrzy zbędnego
szczegółu
Bycie nieosiągalną, czyni Cię idealną
Ma prośba staje się więc nierealną
Ale na co ja liczę? Prosząc o zbyt wiele
Najpewniej los rzeszy kochanków podzielę
Życia prozę znając, tak to zwykle bywa
Sen, wraz z przebudzeniem jak puch się
rozmywa
Ten wiersz nie jest mój lecz Benedykta, chciał bym tak pisać jak On ale ja robię to po swojemu i też mi się podoba :)
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.