Finezja
Moja ciemność nie jest otchłanią
Widać w niej jeszcze
Nikczemne pnie drzew
Pachnie jeszcze sczerniały błękit
Jakby wiązany rozpaczą, ale żywy
Noc ta nie ma szans powodzenia
Nie zasnę pod zimnym głazem
Liście nie nucą już kołysanek
Kochałeś kochanku
Lecz ułudą było twoje oddanie
Wonią otumaniłeś naiwność moją
Krótką zmoczyłeś miłością
I prawda zapisana na wierzbie
Instynktem więziona w zakochanie
Pokonując opory
Poddajemy się łatwo
Zdobycz z głową w łuku krwawi
Zrzućmy winę na księżyc, który zniknie
Cielesność wspólną o dreszcze przyprawi
Przepadniemy jak martwi
Komentarze (4)
podoba się, ale rażą inwersje. popraw, wrócę.
pozdrawiam ciepło :)
najlepiej znaleźć winowajcę, a tak ładnie świeci,
pozdrawiam :)
..złudne,beznadziejne stany żalu i rozpaczy..któż tego
nie doświadczył..ciekawa treść:)
fajny wiersz...mądre slowa zawarte w nim