Inaczej niż zazwyczaj - cz.IV...
Janeczka trzepotała się pomiędzy stołem, a
serwantką z zastawą. Podekscytowana i
zarumieniona. Buzia jak zwykle nie zamykała
się małej trzpiotce. Hanka roześmiała się
mimo woli i żartobliwie pacnęła małą po
plecach ścierką. - Ty papugo! Jeszcze język
cię nie rozbolał od tego gadania? Lepiej
pomóż mi wyjąć makowiec z piekarnika, bo
przypali się i będzie czarna zwęglona
gruda!
- Mamo, mamo!!!! A wiesz, w tamtym roku u
wujka Janka były kluski z makiem! Pyszne!
Wiesz, taki makaron z mokrym makiem, z
migdałami i rodzynkami..! Hanka uśmiechnęła
się na wspomnienie Janka i Małgorzaty. -
Janeczko, weź słuchawkę telefonu. Pora
złożyć życzenia...
Małgorzata nie mogła uciszyć myśli. W
ubiegłym roku Janeczka obudziła w niej
tęsknoty - tęsknoty do przytulania własnego
małego szkraba, do głaskania delikatnych
dziecięcych jedwabistych włosów. Do
trzymania w swej dłoni rączek – pulchnych
niczym ciepłe poduszeczki... Odganiała te
myśli jak natrętne muchy. Przecież
nareszcie ma z kim zasiadać do stołu, ma
komu zaparzać kawę, ma z kim sprzeczać się
o polityczne poglądy w trakcie oglądania
programów publicystycznych. No i ma do kogo
przytulić się wieczorem, ma z kim
pomilczeć... A kysz, natrętne myśli! I tak
życie podarowało jej coś, co zdawało się
już być dawno utracone. Bezpowrotnie. Więc
to szczęście musi pielęgnować i nie
wydziwiać!
- Ciociu Małgosiu, ciociu Małgosiu! A mama
to chce zrobić z naszego makowca zwęgloną
grudę! A ja bym wolała te Twoje kluski z
makiem, ale mama nie umie, ja nie umiem...
I wcale tego zwęglonego nie chcę! I mama
prosi, żebyś dała przepis, a ja to bym
wolała, żebyś przywiozła. I żebyś też
przywiozła wujka Janka, bo on nie widział
jak urosłam, bo duuuużo jadłam: serów i
warzyw, i jadłam ryby i wszystko. I kanapki
też. A wujek to mówił, że mało jem i nie
urosnę! Przyjedź , ciociu i weź ze sobą
wujka i te kluski, plizzzzzzzzz!!!
Hanka przerwała słowotok Janeczki, wyjmując
zdecydowanym gestem słuchawkę z jej dłoni.
- Małgosiu, Janeczka ma bardzo dobry
pomysł. I nie mam na myśli tych klusków.
Spakujcie najpotrzebniejsze rzeczy i
przyjedźcie do nas na Wigilię. Mała
trajkotka będzie szczęśliwa, ja też...
Nieduże to moje mieszkanko, ale pomieścimy
się. W końcu nie mieszkamy tak bardzo
daleko od siebie, a pociągiem podróż nie
trwa długo...
Janek mamrotał coś niewyraźnie o kolejnym
szalonym pomyśle równie szalonych niewiast,
o nieplanowanej podróży, szafie, którą
trzeba zmieścić w walizce..., kosmicznej
ilości jedzenia w podręcznej torbie... Ale
pod nosem uśmiechał się nieznacznie na myśl
o roztrzepanej Janeczce, o jej dziecięcej
paplaninie i rozwichrzonych, wiecznie
poczochranych włoskach. Ciekaw był też jak
urządziła się Hanka w tej "mysiej norce",
jak nazywała swoją nową kawalerkę ze ślepą
kuchnią, z zaniedbanymi przez poprzednich
lokatorów ścianami, podłogami i łazienką
małą niczym lodówka.Ciekawe jak tam się
zagospodarowała. Ciekawe, czy sobie radzi,
bo jej pensja żałośnie niska, a sporo opłat
i potrzeb, gdy wychowuje się samotnie
dziecko, nie mając nawet alimentów. Uśmiech
znikł, a jego miejsce zajął niepokój i
troska.
W domu Małego Dziecka nie zdołał ukryć łez.
Zerkał to na Małgorzatę, to znów na szeregi
łóżeczek, z których docierał rozdzierający
serce płacz niemowląt. Hanka wskazała im
adres placówki, gdy Małgosia wyznała, że
tęskni za dziećmi, że chciałaby, ale..., że
biologiczny zegar..., że nie uda się...
Janek milczał, nie zdradzając swojej opinii
w tej sprawie. Ale to milczenie wyrażało
wiecej, niż najgorętszy aplauz dla pomysłu
siostry. Gosia podchodziła do łóżeczek. Też
płakała.
Udali się do Ośrodka. Adopcja nie jest
prostą sprawą, ale właśnie szukają nowych
rodzin zastępczych... Małgosia i Janek
spełniają wymogi.
Kolejna Wigilia tętniła życiem. Tym razem
Hanka z Janeczką zawitały w domu Małgosi i
Janka. Obie ściskały na powitanie Karolka i
Jacka – bliźnięta, które właśnie kończyły
trzy latka i ufnie obśliniały policzki obu
nowych kuzynek. Na stole pachniał już
barszcz z uszkami, karp w galarecie,
kapusta z grzybami i kluski z makiem.
Pośrodku, na talerzyku, opłatek.
Przybyło zastawy. Przybyło radości i
nadziei, życiowych celów i dążeń,
realizacji marzeń. Ubyło złych wspomnień,
rozżaleń i smutku. A choinka roztaczała
blask – najbardziej magiczny z magicznych.
Najwartościowszy dla tych, którzy poznali
jego cenę.
Komentarze (20)
Pięknie się wszystko skończyło, a na emocjach zagrało,
oj zagrało świątecznie. Pochlipałam trochę, a to
"plizzzzzzzzz" - jakbym swoją córę słyszała :)
"ufnie obśliniały policzki nowej kuzynki i cioci."
(chyba cioci?)
Pozdrawiam Elu i wszystkiego co najlepsze i
najcudowniejsze na Nowy Rok życzę :)
Piękne zakończenie. Może napisz książkę, z takim
własnie ckliwym zakończeniem. Kłania się fanka Twoich
opowiadań. Pozdrawiam.
Przepiękne opowiadanie, lubię
jak historie dobrze się kończą.
Pozdrawiam serdecznie.
*ckliwego, być miało, oczywiście :)
Dziękuję serdecznie Wszystkim wytrwałym, którzy
przebrnęli przez 4 części mojego wigilijnego, nieco
tkliwego opowiadania.
Pozdrawiam Was poświątecznie. :)
aż westchnęłam ze wzruszenia, co za zakończenie, brawo
:-)
Końcówka chwyciła nie tylko za serce, ale i w gardle
coś ściskało.
Ale fajne Święta, dzięki Elu:))))
Wigilijna opowieść magii pełna. Pozdrawiam.:)
Piękna opowieść. Pozdrawiam świątecznie :)
grusz-elo dziękuję za sympatyczna lekturę w świąteczny
wieczór. pozdrawiam
Piękna historia. Pozdrawiam serdecznie
Bardzo miło się czytało, dziękuję.
Pozdrawiam świątecznie-:)
może suahili, kto wie? Wesołych, smutny usunięty ;)
,,zrozbolał"- po jakiemu to?